czwartek, 20 października 2011

inspired by mąż 2

Punktualnie o 9:12 weszłaś do tej samej kawiarni co zwykle. Wzięłaś tą samą pachnącą kawę (dużą z podwójnym cukrem bez śmietanki), usiadłaś w stoliku na rogu by po 18 minutach wyruszyć w dalszą drogę do pracy. Dziś jednak miało się to zmienić. Nie wierzyłem w to, ale postanowiłem za wszelką cenę spróbować.
 
Pytasz skąd cię znam? To proste - ja codziennie wstaję o 7 rano i idę pobiegać. Wracam do domu, biorę prysznic i idę na poranną herbatę, nim ruszę w stronę betonowej dżungli w celu realizacji kolejnych widzimisię szefa. Do kawiarni zazwyczaj wchodzę w okolicach godziny 9, by napić się dobrej herbaty, gdyż kawę pijam tylko po południu. Codziennie widuję Cię ubraną w zupełnie inny sposób, a biorąc pod uwagę fakt że powolutku nadchodzi lato, twoje ubrania są co raz skromniejsze. Skąd wiem, że jesteś sama? Nie wiem. Wielokrotnie przyglądałem się twoim palcom i nie dostrzegłem nawet najmniejszego śladu pierścionka czy obrączki. Skąd znam twoje imię? Kiedyś w kawiarni pracowała twoja koleżanka, która powiedziała ci "Manuela, twoja reszta!". Dlaczego twoje imię tak dobrze pamiętam? Bo od razu skojarzyło mi się z opowieścią o Emmanuelle. Kiedyś przyszłaś na kawę z koleżanką, która zwracała  się do ciebie jako Em. Pewnie tak mówią do ciebie w pracy. Skąd wiem, że bardzo zależy ci na swojej pracy? Widuję cię codziennie, co znaczy że nie bierzesz zwolnienia ani nie chorujesz. Podziwiam cię.
 
Tego dnia jak zwykle weszłaś do kawiarni, wzięłaś kawę i usiadłaś przy stoliku w rogu. Postanowiłem zadziałać.
 
- Mógłbym się dosiąść? - zapytałem nieśmiało. Zdziwienie w twych oczach było tak ogromne, że przez pewien moment nawet zastanawiałem się czy nie odejść, ale usłyszałem cichutkie
- Oczywiście, proszę. - był to tak cichy szept, że miałem trudności z usłyszeniem go, ale byłem pewien że dobrze usłyszałem. Usiadłem na przeciw ciebie. Miałaś białą bluzeczkę, spod której delikatnie widać było obrys stanika, ale dokładnie odwzorowywały kształt pięknych i jędrnych piersi. Spod twojej czarnej spódniczki można było zobaczyć długie, cudowne nogi zwieńczone butami na bardzo wysokim obcasie. Dodawały one tylko pikanterii twojemu wizerunkowi. Niby wyglądałaś na bardzo grzeczną, ale te buty pokazywały dość mocny pazurek.
 
W kawiarni zrobił się już lekki tłok, z głośników można było usłyszeć tekst piosenki mówiący o tym, że "ta dziewczyna jest dość niebezpieczna"... po twoich oczach można było poznać, że jesteś gdzieś daleko myślami. Nie wiem w którym miejscu byłaś, ale ciężko ci było wrócić. A powróciłaś, gdyż w twojej torebce zadzwonił telefon.
- Tak, dobrze szefie, oczywiście że zostanę dłużej w pracy, nie ma najmniejszego problemu - widać było, że nie byłaś z tego powodu zadowolona, ale przecież nie będziesz się przeciwstawiać szefowi. Oczywiście o podwyżkę za nadgodziny również go nie poprosisz.
- Problemy w pracy? – zapytałem.
- Szef tylko chce, żebym została trochę dłużej w pracy. Zapewne nic wielkiego - uśmiechnęłaś się, ale widziałem że to uśmiech przez łzy
- Może spróbuj sobie wziąć jeden dzień wolnego? Odpoczniesz, zrelaksujesz się... - zaproponowałem. Twe oczy się rozmarzyły, ale twój głos był twardy.
- Nie, nie mogę. Szef na mnie polega, muszę zrobić to czego będzie oczekiwać -
- Przecież nie mówię, że nie. Proponuję po prostu, żebyśmy jutro spotkali się o tej samej porze w tym samym miejscu mając podpisany urlop na dwa dni. Dwa dni kompletnego relaksu. Chyba dasz radę? - to mówiąc wstałem, dopiłem swój napój i poszedłem do wyjścia zostawiając cię kompletnie zaskoczoną. Cel został osiągnięty.
 
 Bałem się tego dnia. Oczywiście ja swój urlop wypisałem. Umotywowałem go wyjazdem do rodziny, a że akurat była to środa. więc wyjazd mógł być czterodniowy. Zobowiązałem się, że zjawię się w pracy w poniedziałek.
Siedziałem przy Twoim stoliku i popijałem leniwie herbatę, gdy zobaczyłem cię wchodzącą do kawiarni. Krótka spódniczka, cieniutka lekko prześwitująca bluzeczka oraz buty. Na jeszcze wyższym obcasie. Cała zrelaksowana, uśmiechnięta, ale też lekko przejęta.
- Witaj - przywitałem cię ogromnym i szczerym uśmiechem. Mój plan zaczynał się spełniać.
- H.. he... hej - odpowiedziałaś dość nieśmiało. Zatrzepotałaś rzęsami i poszłaś po kubek kawy dla siebie. Po twoim powrocie rozpocząłem konwersację:
- Jakie masz propozycje na spędzenie swojego długiego weekendu? -
- Wiesz... nie wiem czy powinnam mówić cokolwiek osobie, która nawet mi nie powiedziała jak ma na imię... - zawiesiłaś głos. JASNA CHOLERA! Ale WTOPA!
- Ja? Oj, przepraszam cię najmocniej, Kamil jestem -
- Manuela - odpowiedziałaś i ponownie zatrzepotałaś rzęsami. Tym razem lekko wyzywająco.
- Więc, Manuelo? Jakie masz plany na swój długi weekend? -
- Po pierwsze to nie zwariować. Ty wiesz jak na mnie szef dziwnie patrzył? Jak położyłam pismo o urlop to myślał, że składam wypowiedzenie! Był kompletnie w szoku, że chcę kilka dni wolnego…
- Widzisz... ale ten urlop ci się należy. Musisz odpocząć. Zapraszam cię na wycieczkę. Co ty na to? - postanowiłem od razu przejść do sedna. Wóz albo przewóz.
- Wycieczkę? Ale... ale dokąd? - odpowiedziałaś zdziwiona, ale moje ucho wychwyciło nutkę ekscytacji w twoim głosie.
- Niespodzianka. Gwarantuję ci, że nie pożałujesz. Tylko powiedz, że się zgadzasz... w końcu i tak nie masz planów na weekend - cios poniżej pasa!
- No... dobrze... zatem zgodzę się na wycieczkę, ale pod jednym warunkiem! - powiedziałaś dość ostro. Zaskoczyłaś mnie tonem, ale zapytałem
- Jakim?
- Takim, że po powrocie zaproszę cię na kolację - powiedziałaś i lekko się uśmiechnęłaś. Oczywiście mimowolnie po raz kolejny zatrzepotałaś rzęsami.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło - odpowiedziałem, po czym dodałem – Tak więc zapraszam do samochodu - uśmiechnąłem się. Wstaliśmy, wyrzuciliśmy nasze kubki i wyszliśmy z kawiarni. Kawiarni, która zawsze kojarzyła nam się z wejściem do ogromnej miejskiej betonowej dżungli, a dziś mogła oznaczać początek czegoś nowego.
 
- Dokąd jedziemy? - zapytałaś dosyć niepewnym tonem
- Przede wszystkim za miasto. Daleko stąd - odpowiedziałem wrzucając piąty bieg na obwodnicy miasta. Chciałem jak najszybciej dojechać na miejsce.
- Ale zaczynam się obawiać - w twoim  głosie można było wyczuć lekką nerwowość
- Manuelko, nie denerwuj się. Gwarantuję ci, że nic ci się nie stanie. - próbowałem ci odpowiedzieć najdelikatniej jak potrafiłem. Chyba poskutkowało, gdyż zmieniliśmy temat. Rozmawialiśmy o pracy, rodzinie, planach na przyszłość. W końcu zajechaliśmy na polanę na wzgórzu. Poprosiłem, byś zamknęła oczy, a sam pobiegłem do bagażnika żeby wydobyć z niego wszystko co przygotowałem. Koc, kosz z jedzeniem - wszystko na piknik.
 
- Skąd wiedziałeś, że się zgodzę? - zapytałaś widząc jak wyjmuje z koszyka kolejne rzeczy do piknikowania.
- Nie wiedziałem, po prostu spakowałem samochód i zaryzykowałem - odpowiedziałem puszczając ci oczko
- Odważny jesteś - zaryzykowałaś stwierdzenie.
- Jasne. I wiem, że przegrasz w biegu do tamtych krzaków - pokazałem palcem na krzaki po drugiej stronie polany, wstałem i zacząłem biec. Ku mojemu zaskoczeniu, ściągnęłaś buty i zaczęłaś biec za mną. Dobiegliśmy do krzaków lekko zdyszani. Oparliśmy się o pobliskie drzewo. Popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Oczy, które powoli wskazywały pożądanie. Z obu stron. Rzuciliśmy się na siebie, całowaliśmy się namiętnie i bez opamiętania. Po chwili twoja dłoń zjechała w okolice mojego penisa. Drugą ręką ujęłaś moją dłoń i zaprowadziłaś ją do niesamowicie mokrej muszelki. Przy okazji zauważyłem, że nie miałaś bielizny, co było dla mnie kolejnym jasnym sygnałem. Po wielu minutach pocałunków i pieszczot szepnąłem ci do ucha:
- Reszta po obiecanej kolacji.
 
Powróciliśmy pod wieczór do miasta. Zaprosiłaś mnie na górę do siebie. Dałaś mi ręcznik, mydło i szampon bym mógł się wykąpać, a ty  w tym czasie zajęła się przygotowywaniem wykwintnej kolacji. Gdy byłem wykąpany dostałem zadanie "pilnować piekarnika, by się kolacja nie przypaliła", a sama poszłaś pod szybciutki prysznic. Gdy tylko wyszłaś z łazienki cały czas obejmowaliśmy się, całowaliśmy i podniecaliśmy się nawzajem lekko pikantnymi słówkami wyszeptanymi na ucho. Nakryłem do stołu, zjedliśmy romantyczną kolację przy świecach i zaczęliśmy powolutku się do siebie dobierać. Przytulanki, pocałunki, pieszczoty. W końcu nie wytrzymałaś. Rzuciłaś mnie na łóżko, rozebrałaś się i wzięłaś mojego penisa pod swą opiekę. Najpierw dłonią, potem pieściłaś go lekko języczkiem, później całymi ustami. Ja w tym czasie mogłem masować twe piękne piersi i lekko drażnić już i tak mocno sterczące sutki. W pewnym momencie popatrzyłaś mi prosto w oczy i powiedziałaś:
- Lekko się boję Kamilku... -
- Ja też Emku, ale czymże by było życie bez ryzyka? -
- No, to teraz poznasz, jaka drzemie we mnie kocica - to powiedziawszy wzięłaś mojego penisa najpierw bardzo głęboko do ust, później polizałaś go lekko i zaczęła się przesuwać tak, że twoja gorąca muszelka nieubłaganie się do niego zbliżała. Byłaś coraz bliżej i bliżej, aż w końcu poczułem, jak twoje wilgotne płatki ocierają się o mnie… dręczyłaś mnie przez chwilę, nie pozwalając mi w ciebie wejść, a ja szalałem z niecierpliwości… w końcu mi pozwoliłaś, a wtedy wszedłem w ciebie najgłębiej jak tylko mogłem. Jęknęłaś z rozkoszy. Nie raz, nie dwa… wiele razy. Najgłośniej, kiedy oboje osiągnęliśmy orgazm w tym samym momencie i opadliśmy bez sił na poduszki...
 
- Nie mogłam się doczekać, gdy w końcu spełnię tę fantazję o tobie, Kamilu – szepnęłaś, przytulając się do mnie.
- Ja też, moja Emmanuelle, ja też…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz