środa, 20 czerwca 2012

Coś dokształcającego... chyba ;)

Jakiś czas temu w moje zawsze żądne lektury łapki wpadła - rzecz jasna za sprawą męża, z przyjemnością dostarczającego mi tego typu rozrywki - bardzo ciekawa i pouczająca, a miejscami nawet straszna książka... Były to 'Zagadki seksu' niejakiego dra Stephena Juana.
W książce tej zacny pan doktor opisuje - z niemałą dozą humoru - różne-przeróżne parafilie, od A do Z. Alfabetyczne porównanie jest zresztą bardzo adekwatne, ponieważ książka skonstruowana jest jak słownik... na wypadek gdyby ktoś chciał sprawdzić, czy przypadkiem ma jakąś parafilię na literę 'M'... albo może 'Z'? Ewentualnie 'K'....

Dla wyjaśnienia czym tak właściwie sę te 'parafilie' - bo zapewne nie wszyscy spotkaliście sie z tym określeniem - zacytuję niezawodną Ciocię Wiki:

Parafilia (gr. para παρά = obok, ponadto, oprócz i -philia φιλία = miłość), zaburzenie preferencji seksualnych (dawniej: "dewiacja seksualna", "zboczenie seksualne", "perwersja seksualna") – rodzaj zaburzenia na tle seksualnym, w którym wystąpienie podniecenia seksualnego i pełnej satysfakcji seksualnej uzależnione jest od pojawienia się specyficznych obiektów (w tym osób), rytuałów czy sytuacji, niebędących częścią normatywnej stymulacji; długotrwałe, nawracające, silne, seksualnie podniecające fantazje, seksualne pobudki lub zachowania, które obejmują niezwykłe obiekty, działania lub sytuacje (obiekty nieosobowe, cierpienie lub poniżenie, dzieci lub inne nie wyrażające zgody osoby) i powodują klinicznie znaczącą przykrość lub pogorszenie w społecznej, zarobkowej lub innych ważnych dziedzinach funkcjonowania.


Książka okazała sie nader interesująca i oświecająca, ponieważ o wielu - jeśli nie o większości - opisanych tam parafiliach nigdy w życiu nie słyszałam (a i o kilku wolałabym w dalszym ciągu nie słyszeć!), tudzież nigdy bym nie przypuściła, że dane zjawisko zostało zakwalifikowane jako parafilia... no ale postanowiłam zrobić małą analizę tego, jakie cechy przeróżnych parafilii w sobie mam... efekt końcowy zadziwił mnie samą, a że - jak by na to nie patrzeć - wiąże się dość bezpośrednio z tematyką bloga (a i pojawia w niejednej notce), postanowiłam go tu pokrótce przedstawić.
Rzecz jasna - żeby nie było, że 'się nie znam' etc - doskonale zdaję sobie sprawę z różnicy między spełnianiem kryteriów diagnostycznych parafilii a zwykłym stwierdzeniem 'lubię/podnieca mnie kiedy/co/kto/jak', więc proszę tę notkę traktować jak ciekawostkę ze sporym przymrużeniem oka ;)

Zacznijmy alfabetycznie, jak pan dr Juan przykazał.... a co będzie dalej, wyjdzie nam 'w praniu'.

Agorafilia, czyli stary, dobry seks poza domem. Komu z nas nie marzył się romantyczny wieczór na plaży, czy na leśnej polanie spędzony rzecz jasna na upojnym, namiętnym seksie? A może szybki numerek na parkingu samochodowym, czy mniej lub bardziej niegrzeczne macanki pod osłoną restauracyjnego stolika?
Ktoś się zgłasza? Nikt? No właśnie :>

Akustykofilia, czyli coś dla tych, którzy lubią.... słuchać. Tutaj bodźcem mogą być wszelkiego rodzaju dźwięki. W moim przypadku są to niskie, 'mruczące' męskie głosy (tu chyba większość kobiet się ze mną zgodzi, czyż nie?), stukot obcasów, wszelkie odgłosy rozkoszy, a w szczególności męskie jęki w łóżku... w końcu trudno o milsze dla ucha potwierdzenie tego, jak działam na mężczyznę... a usłyszeć takie spontaniczne, lekko stłumione jęknięcie to poezja dla ucha... i ciała :> No i jest jeszcze jeden rodzaj dźwięków, który mnie podnieca, a faktycznie zastanawiam się, czy aby jest to tak do końca normalne... a mianowicie brzmienie gitary (takiej jak tu link, tu link albo na przykład tu od 3:04 link) oraz pianin, fortepianów, keyboardów i wszelkich innych klawiszowych ustrojstw, na których można zagrać i wyczarować takie cuda jak link, link, link...  Hmmm, wystarczyło mi przesłuchanie tych kilku utworów, żeby zrobiło mi się mokro... czy to już jest dewiacja, czy jeszcze namiętne umiłowanie muzyki, jej brzmienia, twórców i odtwórców....? Tego nie wiem... natomiast jestem pewna, że gdyby ktoś zagrał coś takiego dla mnie to majtki ściągałyby się same w tak zwanym zorganizowanym pośpiechu.... ajć :]

Lekko zdekoncentrowana przechodzę do kolejnego punktu naszej wycieczki po parafiliach, którym jest algofilia, popularnie zwana masochizmem, a więc umiłowanie doznań zazwyczaj skrzętnie unikanych przez 'normalnych' ludzi. Jak 'normalny' człowiek ma zrozumieć to, że ktoś lubi ból? Sama nie byłam w stanie tego ogarnąć (pomimo posiadania męża-masochisty), dopóki razu pewnego i mnie to nie dopadło... najpierw z ciekawości, jak to jest po tej 'drugiej stronie' (ponieważ na co dzień to ja jestem tą zadającą ból)... spróbowałam, spodobało się... i tak jakoś już zostało, że pomimo mojej bezsprzecznie dominującej natury lubię czasem dostać parę soczystych klapsów, aż skóra zapiecze... albo być rżnięta ostro, wręcz brutalnie, balansując na granicy rozkoszy i bólu... a z rzadka nawet szarpnięta za włosy :]
To, że mojemu mężowi nie odpowiada taka 'zamiana ról' to już temat na inną notkę ;)

Naszym kolejnym przystankiem jest altokalcifilia, czyli słabość do butów i wysokich obcasów, domena niemal wszystkich kobiet i zdecydowanej większości mężczyzn :> Osobiście UBÓSTWIAM buty na jak najwyższym obcasie - zarówno nosić, jak i oglądać na innych kobietach (zazwyczaj jeśli oglądam się za jakąś kobietą na ulicy, to ma ona na nogach niebotycznie wysokie szpilki!). Uwielbiam to specyficzne uczucie, jakie daje mi założenie tego rodzaju butów... To napięcie nóg, zmiana postawy, zmiana chodu, charakterystyczne kołysanie biodrami, stukot obcasów (wspominany już wyżej)... mrau! Dajcie mi odpowiednie buty, a niezależnie od nastroju i sytuacji w ciągu kilkunastu sekund zmienię się w rozpaloną boginię seksu. A jeśli połączymy szpilki i odpowiednią bieliznę, wyjdzie nam to, co tygrysice lubią najbardziej... a szczególnie ta jedna, pisząca te słowa.

Amaurofilia to parafilia w której obiektem pożądania jest partner z zawiązanymi oczami. Czy ktoś z nas jeszcze tego nie 'przerabiał'? ;) Urok tej sytuacji polega na tym, że gdy zostajemy pozbawieni jednego zmysłu - w tym przypadku wzroku - pozostałe się wyostrzają, zapewniając nam niesamowite doznania. Sama lubię takie zabawy ze względu na ich nieprzewidywalność - partner nie widzi, co chcemy mu zrobić, więc reaguje silniej na dostarczane przez nas bodźce, a i my mamy większe pole 'manewru' jeśli chodzi o różnego rodzaju erotyczne niespodzianki. Raz jeszcze duży wpływ mają tu upodobania mojego męża, ponieważ zawsze to ja jestem stroną 'zawiązującą oczy' i dostarczająca doznań... a nie ukrywam - zresztą swego czasu powstała już notka na ten temat - że niesamowicie podnieca mnie myśl, że mam zawiązane oczy, nie widzę, co się dzieje i nie wiem, czego w każdej chwili mogę się spodziewać... czy delikatnego muśnięcia ust, czy soczystego klapsa, a może kostki lodu powoli przesuwającej się po mojej skórze...?

Cóż, to by było na tyle jeśli chodzi o pierwsze spotkanie z moim prywatnym słowniczkiem 'zboczeń, zboczków i zboczusiąt' :) Jeżeli się spodoba, to będzie ciąg dalszy - w końcu za nami jest dopiero pierwsza literka alfabetu :]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz